n e v e r l a n d d

- ANTISOZIALISTISCHE ELEMENTE - *** TA MI OTO PRZYPADŁA KRAINA I CHCE BÓG, BYM W MILCZENIU TU ŻYŁ * ZA TEN GRZECH, ŻE WIDZIAŁEM KAINA ALE ZABIĆ NIE MIAŁEM GO SIŁ *** " DESPOTYZM przemawia dyskretnie, w ludzkim społeczeństwie każda rzecz ma dwoje imion. " ******************** Maria Dąbrowska 17-VI-1947r.: "UB, sądownictwo są całkowicie w ręku żydów. W ciągu tych przeszło dwu lat ani jeden żyd nie miał procesu politycznego. Żydzi osądzają i na kaźń wydają Polaków"

Archiwum

POGODA

LOKALIZATOR

A K T U E L L






bezprawie.pl
"Polska" to kraj bezprawia

wtorek, lutego 14, 2017

K r e s y

Migawki zabużańskie

wtorek, 14 maja 2013 22:16
Skocz do komentarzy
Napisałam ten tekst kilka lat temu… niedawno ktoś mi go przypomniał. Nie przypuszczałam, że aż tak zapoci mi okulary. Teraz pewnie ujęłabym to odrobinę inaczej, ale postanowiłam nic nie zmieniać. Jeżeli macie w sobie kresowe sentymenty… poczytajcie… zapraszam :)
…i wybaczcie fotki nie najlepszych lotów, to tylko skany starych zdjęć.


Wielu z nas odczuwa nostalgię. Dziwna to tęsknota, bo do miejsc, w których nigdy nie byliśmy. Przenoszą nas tam opowieści bliskich, brzmiące częstokroć jak bajka. Nie zastanawiamy się nawet, jak tam teraz wygląda, bo mijające lata musiały wiele pozmieniać. A może jednak nie?

Postanowiliśmy to sprawdzić. Ponad 10 lat temu wyruszyliśmy we czworo w sentymentalną podróż. Pod płaszczykiem Szlaku Mickiewiczowskiego postanowiliśmy uszczknąć coś dla siebie.

Baranowicze i Pińsk - miejsca narodzin moich rodziców. Żadne z nich nie było tam od dnia wyjazdu. Tata opuszczał Pińsk w pospiesznej ucieczce razem z matką i trzema starszymi siostrami, krótko po Bożym Narodzeniu 1939, mama – razem z rodzicami wyjechała z Baranowicz w transporcie repatriantów w 1945 r. Poznali się i pokochali już w Gorzowie

Od starocie
Kiedyś przez kraj Wielkiego Brata przejeżdżało się z klapkami na oczach, po wyznaczonych trasach i do konkretnego miejsca. Teraz mogliśmy sobie pozwolić na dowolne poruszanie się, gdzie tylko nas oczy poniosą. Bez dodatkowego zezwolenia.

Od starocie
Białoruś. Szeroko pojęty szlak mickiewiczowski. Cudnie się nim jedzie z „Balladami" w ręku w roli przewodnika:
Spojrzyj, Marylo, gdzie się kończą gaje,
W prawo łóz gęsty zarostek,
W lewo się piękna dolina podaje
Przodem rzeczułka i mostek


W Rucie naprawdę niewiele się zmieniło od czasu pobytu wieszcza:


Tuż stara cerkiew, w niej puszczyk i sowy,
Obok dzwonnicy zrąb zgniły,
A za dzwonnicą chrośniak malinowy
A w tym chrośniaku mogiły


Pierwsze zetknięcie z tym wszystkim było dla mnie niesamowitym przeżyciem.

Najpierw Twierdza Brzeska, gdzie tata wraz z siostrami i matką spędzili długie, zimowe tygodnie. Trafili tam, kiedy "przewodnik", zamiast przeprawić ich przez zamarznięty Bug, przeprowadził przez Muchawiec, prosto w ręce sowietów. Jechali pod Warszawę do ojca, któremu cudem tylko udało się uniknąć losu innych polskich policjantów, a wylądowali za murami twierdzy.

Od starocie
Potem Baranowicze. Mama wydaje się zagubiona. Sprzed 56 lat (kiedy stąd wyjeżdżała) pamięta tylko wielki dworzec, drewniane domy, cmentarną cerkiew (do której było najbliżej) i drzewa wokół niej. Ukrywała się pod nimi podczas nalotów. Teraz stoi w obcym, wielkim mieście, którego nie poznaje. Tylko dworzec wydaje się taki sam. Jest zdenerwowana i tak oszołomiona, że mimo trzydniowego pobytu, nic nie może sobie przypomnieć. Nie pozwala nawet robić zdjęć. Dopiero w czasie kolejnych przyjazdów (w następnych latach) z zakamarków jej pamięci powoli wyłaniają się obrazy, ale to już zupełnie inna opowieść

Od starocie
Od starocie
Z Baranowicz jedziemy do Pińska. Pamiętam z dzieciństwa te żartobliwe, słowne przepychanki rodziców, w których często przewijały się „pińskie błota". Teraz będę miała okazję sprawdzić, jak naprawdę wyglądają. Tata jest wyraźnie podekscytowany.To pierwsza jego wizyta po 61 latach. Trochę jest zawiedziony, że bagna jakby wyschnięte... Potem okaże się, że jednak są, tylko ich obszar znacznie się skurczył.

Od starocie
Dojeżdżamy do miasta. Tata jest w lepszej sytuacji niż mama, bo Pińsk w sumie niewiele się zmienił. Miasto o historii większej niż jego rozmiary i pełne historycznych pamiątek. Także tych, świadczących o polskim okresie jego dziejów. Robimy tacie pamiątkowe zdjęcie przy dworcu kolejowym, na który - jak wspomina rozbawiony – wyprawił się kiedyś samodzielnie (jako obrażony kilkulatek) uciekając z domu do babci, do Warszawy. Ciągnął wtedy za sobą samochodzik na sznurku, organizujemy mu więc zabawkę zastępczą i robimy zdjęcie. Z przyjemnością obserwuję tego szczupłego mężczyznę z przyprószoną siwizną czupryną. To mój tata? Wygląda jak rozbrykany chłopiec :-D

Od starocie
To był tylko rekonesans. Rodzice muszą oswoić się z własnymi odczuciami. Wrócimy tu jeszcze w kolejnych latach. Teraz jedziemy dalej, poznawać miejsca związane z naszą polską historią.

Z pierwszego pobytu na Białorusi utkwiły mi w pamięci trzy obrazy:
1 – starszy pan, pochylający się w zadeszczonym zagajniku nad głazem, zwanym „Kamieniem Maryli". Pan, który śpiewnie recytował swój wierszowany życiorys, okazał się być poetą, nazywanym żartobliwie „Najstarszym Kochankiem Maryli". Michał Wołosewicz (bo o nim tu mowa) znał każdy szczegół z życia Wereszczakówny, późniejszej Puttkamerowej. O sobie mówił, że nie wie już czy jest Polakiem, Litwinem, czy Białorusinem. Jest po prostu stąd. Tomik jego wierszy przyjechał z nami do domu, a ja poświęciłam panu Michałowi jeden z wcześniejszych postów. Znajdziecie go w panelu bocznym ( w „Wędrówkach kresowych”) pod nazwą „Bolcieniki”

2 – dwie Białorusinki z Tuchanowicz, skaczące sobie do oczu po tym, jak zapytaliśmy o drogę do „Altany Maryli". Jedna każe jechać w prawo. „Ty głupia, to zupełnie nie tam" – mówi druga i wskazuje na lewo. Dla pewności sprawdziliśmy obie wersje. Jedna droga zaprowadziła nas do owej altany, druga – do Kamienia Filaretów (kiedyś opiszę to zdarzenie dokładniej, bo jest bardzo zabawne)

3 – znikająca powoli z powierzchni ziemi wioska Bohatyrowicze i nasza nocna, oświetlona tylko płomieniem świecy, wyprawa na grób Jana i Cecylii. Dzięki uprzejmości Państwa Bohatyrewiczów nocowaliśmy w starej, ponadstuletniej chałupce, pamiętającej czasy Orzeszkowej. Przed wyjazdem odwiedziliśmy jeszcze Mogiłę Powstańców i obiecaliśmy powrócić za rok. (w panelu bocznym jest także link „Bohatyrowicze”)

Od starocie
Dopełniliśmy obietnicy.
Kilka następujących po sobie lat przeznaczyliśmy na zabużańskie wędrówki. Wszystkie były bardzo wzruszające. Odnalazłam grób babci, odszukaliśmy mamine kuzynki, poznaliśmy wiele ciekawych miejsc. Tam wykiełkowała moja genealogiczna pasja i tam ciągną mnie nie tylko miejsca znane z rodzinnych opowieści.

Kolejna z zaplanowanych podróży już się nie udała – tato odszedł do lepszego ze światów, później podążyła za nim mama… mimo wszystko mam nadzieję, że jeszcze tam wrócimy

sobota, lutego 11, 2017

FAKTY ws. wypadku Premier B.Szydło, Oświęcim 10 II 2017

.

11 kłamstw na temat wypadku premier Beaty Szydło! Sprawdź jak było naprawdę

13, luty 2017 15:09
Wokół sprawy wypadku premier Beaty Szydło narosło wiele mitów i niejasności. Politycy opozycji wykorzystują to dla własnych interesów i rozliczeń z obozem rządzącym.
details-images
Rozsiewają nieprawdziwe informacje i manipulują opinią publiczną. Na podstawie informacji, do których dotarł portal wPolityce.pl, odtworzyliśmy cały przebieg wypadku. Dementujemy manipulacje i kłamstwa na temat tego zdarzenia.
1./ Kolumna nie używała sygnałów świetlnych i dźwiękowych.
Nieprawda. Wszystkie samochody kolumny premier Beaty Szydło miały włączone tak sygnały świetlne, jak i dźwiękowe. Mało tego! Zgodnie z przepisami, limuzyna premier Szydło, nie musiała mieć włączonych sygnałów, lecz tylko pierwszy i ostatni samochód w kolumnie. Mimo to, sygnały w audi, którym podróżowała szefowa rządu, miały włączone oba sygnały - świetlny i dźwiękowy. Wersję policji potwierdziło nie tylko 11 oficerów Biura Ochrony Rządu, ale także trzech niezależnych i bezpośrednich świadków.
2./ Kolumna przejechała linię ciągłą.
Z zeznań sprawcy wypadku wynika, że zjechał swoim samochodem prawie na pobocze. Oznacza to, że  kolumna rządowa miała wolny przejazd i nie musiała naruszać ciągłej linii. Nawet jednak gdyby tak się stało, to wynika to uprzywilejowanego statusu kolumny rządowej. Jej pojazdy, podobnie jak karetki, straż pożarna, czy radiowozy, mogą przekraczać linie ciągłe, a nawet nie stosować się do znaków drogowych, czy sygnalizację świetlną.
3/. Samochód premier Szydło wymusił pierwszeństwo i dlatego doszło do wypadku.
Nieprawda. Sprawca wypadku zeznał, że nie widział limuzyny premier Szydło, gdyż zasłaniał mu widok samochód, który jechał bezpośrednio za nim. Mimo tego sprawca zaryzykował manewr skrętu.
4/. Policja sama uznała, że kolumna rządowa jechała z prędkością 50–60 km/ha.
Fałsz! Na miejsce zdarzenia przyjechało dwóch biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy niezależnie od standardowych ustaleń i pomiarów policjantów z drogówki, sami określi prędkość pojazdów w kolumnie. Oględziny zajęły im kilka godzin.
5/. Kolumna jechała zbyt szybko - stąd uszkodzenie samochodu premier.
Wbrew twierdzeniom „ekspertów” - uszkodzenia limuzyny premier Szydło nie były aż tak poważne. Podobne wypadki, z podobną prędkością obu pojazdów, zdarzają się niezwykle często i powodują podobne uszkodzenia.
6/. Nie zabezpieczono śladów na samochodach”.
Eksperci z Instytutu Ekspertyz Sądowych zabezpieczyli nawet żarówki z samochodu sprawcy wypadku. Zabezpieczono także inną dokumentację oraz ślady.
7/. Monitoring ze stacji Orlen wskazuje na rzekomą winę kierujących limuzyny.
Monitoring z niedalekiej stacji Orlen nie obejmuje miejsca wypadku. Zabezpieczono nagrania z monitoringu, znajdującego się bliżej miejsca zdarzenia. Obecnie jest on analizowany.
8/. Sprawca wypadku nie mógł skorzystać z prawa do adwokata.
Fałsz! Mężczyznę poinformowano o jego prawach, w tym, o prawie do adwokata. Więcej, mężczyzna podpisał protokół, w którym przyznał, że o jego prawach został poinformowany.
9/. Sprawca nie mógł doprosić się kopii swoich zeznań.
Na etapie postępowania przygotowawczego, świadkowi oraz podejrzanemu, nie przysługuje bezpośrednie prawo o dostępie do kopii protokołów. Policja nie ma tez obowiązku ich wydania.
10/. Policjanci stawiali zarzuty bez wiedzy prokuratora
Wypadek, który miał miejsce nie jest przestępstwem umyślnym. Policjanci stawiali zarzuty w porozumieniu i za zgodą prokuratora. W ciągu 5 dni od ich złożenia, dokumentacja, trafia na biurko prokuratora prowadzącego sprawę. Taka procedura jest absolutnym standardem w przypadku wypadków drogowych tego typu.
11/. W sytuacji zagrożenia, samochód kolumny rządowej, powinien staranować samochód sprawcy wypadku - bez względu na konsekwencje.
Nieprawda! W samochodzie sprawcy mogły być inne osoby - dzieci, osoby starsze. Bezrefleksyjne, automatyczne staranowanie samochodu sprawcy mogło spowodować tragedię.

wpolityce.pl